piątek, 19 lipca 2013

Zastanawiał się ktoś z Was po co starszej kobiecie - na oko 150 lat - wielki wózek w kratkę, który wlecze ze sobą nawet gdy zaspy śniegu sięgają kolan? Szkoły pozamykane, prądu nie ma, komunikacja miejska stoi ale babka swój wózek bez większego wysiłku przez pół miasta wlecze... Wsiada taka do tramwaju, w czasie iście maratońskim przebiega przez autobus czy co tam innego, do wolnego siedzenia znajdującego się w zasięgu wzroku. Często stosuje inną metodę, bardziej skuteczną - przybiera rumuńską minę nr 5 i wbija gały w pasażera siedzącego obok miejsca gdzie ona stoi. Raz na sto przypadków trafi się oknogap, który potrafi siedzieć, czytać gazetę w stylu Metro lub Echo Miasta (bo darmówki) i nawet gdyby się waliło i paliło to on i tak nie wstanie, nie zwróci na babkę uwagi i nie udzieli pomocy gdy zajdzie taka potrzeba. W większości przypadków świdrowanie wzrokiem i głośne stękanie wystarczy aby miejsce siedzące wywalczyć. Jak już starowina po ciężkiej walce usiądzie sama zmienia się w oknogapa pospolitego i myśli że wszyscy w autobusie są anorektykami i przecisną się przez pięciocentymetrową szczelinę, którą pozostawiła po uwaleniu przy drzwiach swojego kołchoźnika wielkości małej pralki.
Dostęp do drzwi wózkiem zablokuje i szuka. Szuka zaczepki, spowiednika, koleżanki do wysłuchania dogłębnej relacji z wieczornej obstrukcji, która zdarzyła się po imprezie na imieninach sąsiadki Helenki lub koniecznie musi Cię poinformować co sądzi na temat Żydów, masonów, Kościoła, samodefensywy, Metali, Satanizmu, czochrania bobra, rządu, prezydenta i wszystkiego innego co w danej chwili sobie przypomni.
W komunikacji miejskiej zazwyczaj pańcia jest zmordowana, obolała i chora, a co się dzieje gdy dojeżdża do swojego przystanku przy bazarku miejskim... Przedziera się przez tłum, który jedzie rano do pracy, nie omieszkając zrugać kogoś za brak szacunku dla starszych i przejechać wózkiem po wylakierowanych czółenkach pasażerek bo pierwsza musi z tramwaju wysiąść i juuuuhhuuuu przez pasy na czerwonym świetle pędzi na targowice po te 10kg cukru co to 10gr tańsze niż w Geesowskim.

niedziela, 14 lipca 2013

zymże byłaby Warszawa bez Dworca Centralnego i PKiN? Gdyby nagle pewnego ranka zabrakło tych dwóch punktów na mapie, byłaby to katastrofa równoznaczna ze zgoleniem lądowiska dla helikopterów na głowie Rutkowskiego, wydaniem płyty z polskimi przebojami w rap-wykonaniu Pikeja czy napisaniu kolejnej książki "Co z tym tvn'em?" przez Kingę Rusin.
Warszawski Centralny i parking przy PKiN odwiedza codziennie setki jak nie tysiące Polaków, zwanych pieszczotliwie przez napływowych przed kilkoma laty miejscowych tubylców Słoikami, ponieważ tak samo jak pomysłodawcy pseudonimu na początku swojej pracy na zmywaku u Turasa, stać ich tylko na suchy chleb, więc resztę spiżarni przywożą ze wsi - jajka od sąsiada, smalec utopiła wójtowa, a słoik ogórkowej nagotowało koło gospodyń wiejskich po cotygodniowym różańcu.
Jedni przyjeżdżają zrobić karierę w tvnie przy mapce pogodynki albo co najmniej w "Pamiętnikach z wakacji". Drudzy natomiast przyjeżdżają z myślą, że w Warszawie pieniądze leżą na ulicy i już po tygodniu będą mogli wysłać pierwsze zdjęcie swojego nowego lambo rodzinie z Pierdziszewa, która wspólnie z sąsiadami składała się na PKSa do Stolycy.  Bez względu na cel podróży, ilość słoików z pomidorową, rodzaj ukraińskich fajek, które przywieźli na handel żeby przeżyć pierwszy miesiąc, łączy ich jedno - za rok, gdy już dostaną pierwszy awans i oprócz odsączania frytek, będą mogli też stać na kasie w KFC staną się na tyle miejscowi, że będą mogli się śmiać z reszty frajerstwa z młodszych klas gimnazjum, która zajmuje im miejscówki w busie do Kozienic i bez oporu nazywać ich Słoikami.