niedziela, 14 lipca 2013

zymże byłaby Warszawa bez Dworca Centralnego i PKiN? Gdyby nagle pewnego ranka zabrakło tych dwóch punktów na mapie, byłaby to katastrofa równoznaczna ze zgoleniem lądowiska dla helikopterów na głowie Rutkowskiego, wydaniem płyty z polskimi przebojami w rap-wykonaniu Pikeja czy napisaniu kolejnej książki "Co z tym tvn'em?" przez Kingę Rusin.
Warszawski Centralny i parking przy PKiN odwiedza codziennie setki jak nie tysiące Polaków, zwanych pieszczotliwie przez napływowych przed kilkoma laty miejscowych tubylców Słoikami, ponieważ tak samo jak pomysłodawcy pseudonimu na początku swojej pracy na zmywaku u Turasa, stać ich tylko na suchy chleb, więc resztę spiżarni przywożą ze wsi - jajka od sąsiada, smalec utopiła wójtowa, a słoik ogórkowej nagotowało koło gospodyń wiejskich po cotygodniowym różańcu.
Jedni przyjeżdżają zrobić karierę w tvnie przy mapce pogodynki albo co najmniej w "Pamiętnikach z wakacji". Drudzy natomiast przyjeżdżają z myślą, że w Warszawie pieniądze leżą na ulicy i już po tygodniu będą mogli wysłać pierwsze zdjęcie swojego nowego lambo rodzinie z Pierdziszewa, która wspólnie z sąsiadami składała się na PKSa do Stolycy.  Bez względu na cel podróży, ilość słoików z pomidorową, rodzaj ukraińskich fajek, które przywieźli na handel żeby przeżyć pierwszy miesiąc, łączy ich jedno - za rok, gdy już dostaną pierwszy awans i oprócz odsączania frytek, będą mogli też stać na kasie w KFC staną się na tyle miejscowi, że będą mogli się śmiać z reszty frajerstwa z młodszych klas gimnazjum, która zajmuje im miejscówki w busie do Kozienic i bez oporu nazywać ich Słoikami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz